PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=11681}
7,0 279
ocen
7,0 10 1 279
Wielki układ
powrót do forum filmu Wielki układ

Wygrani i pokonani

ocenił(a) film na 7

Pisząc krótko i zwięźle, „Wielki układ” to film dobry i godny uwagi.

Duże wrażenie zrobiło na mnie aktorstwo Leonarda Pietraszaka i jego filmowa kreacja. Marek Kołodziejski w jego wykonaniu to bardzo silny bohater. Pewny siebie, oszczędny w słowach, zręcznie posługujący się socjotechniką, świetnie przygotowany do negocjacji i pojedynków psychologicznych. Jego zdolności i doświadczenie zostały czytelnie przedstawione podczas spotkania z dyrektorem lokalnym - Józkiem. Zabawa zacinającą się zapalniczką to świetny przykład psychologicznej zagrywki, jak można z dyrektora zrobić pomagiera do zapalania papierosa. Z kolei w odpowiedzi na dociekliwe pytania Józka o interesy przedsiębiorstwa, Marek zajął się naprawianiem zapalniczki, jakby to było ważniejsze od takich drobnostek jak kontrakty zagraniczne przedsiębiorstwa. Potem Marek narzucił Józkowi rolę ucznia, który na dywaniku u dyrektora gęsto tłumaczy się ze złych stopni. Widoczne jest to w scenie, gdy Marek podchodzi do wiatraka i wygodnie rozsiada się na fotelu. Dalej całe przedstawienie przenosi się na czas wspólnej kolacji, gdzie Marek w rozgrywce psychologicznej wspomaga się rekwizytami: wódką i zakąskami.

Oprócz aktorstwa Pietraszaka, interesująca jest również sama fabuła tego filmu - intrygująca, niebanalna. Do tej pory w głowę zachodzę jaki właściwie miał cel Janicki (Zygmunt Malanowicz) prosząc Marka Kołodziejskiego o pomoc.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że chciał po prostu wykorzystać autorytet Marka jako dyrektora centrali, by za jego protekcją, dyrekcja biura projektowego (w której Janicki był kierownikiem) odwołała swoją decyzję. A o ile pamiętam, decyzja ta była tylko z pozoru awansem dla Janickiego. W rzeczywistości była to zwyczajna degradacja - propozycja nie do odrzucenia, przeniesienie na stanowisko dyrektora administracyjnego. Chodziło bowiem o to, że dla zespołu pracowni projektowej przewidziany był intratny wyjazd do Nigerii na kontrakt. Janicki jako kierownik zespołu reprezentowałby za granicą całe przedsiębiorstwo. Propozycja objęcia stanowiska administracyjnego, mimo że w randze dyrektorskiej, była po prostu odsunięciem od projektu. Janicki świadomy tego i pewny złych intencji dyrekcji biura, gotów był złożyć wymówienie z pracy.

Takich fasadowych awansów widziałem kilka w polskiej kinematografii. Warto przytoczyć dwa filmy: „Kung-fu” i „Bez znieczulenia”. W pierwszym, zapada w pamięć stanowisko głównego konsultanta, które zostało powierzone Witkowi Markowskiemu (Piotr Fronczewski). W gruncie rzeczy była to zwyczajna „odstawka” i pozbycie się krnąbrnego pracownika, który zaczął za bardzo podskakiwać. Z kolei w filmie Wajdy, Broński (Roman Wilhelmi) został wysłany w drodze awansu na placówkę zagraniczną. Szczegółów tej „odstawki” nie pamiętam. Generalnie przypadek „awansu” Janickiego w filmie „Wielki układ” nie jest odosobniony, a jedynie obszerniej opisany. Zresztą w dzisiejszych realiach jest tak samo. Zmieniły się tylko nazwy. Kiedyś rozgrywki były w przedsiębiorstwach, kombinatach, dzisiaj takie numery robi się w korporacjach.

Ale wracając do meritum, czyli kto kogo załatwił w „Wielkim układzie”, wydaje mi się, że zaaranżowane przez Janickiego spotkanie z dawnymi przyjaciółmi z pracowni projektowej, zorientowane było na to, aby wyzwolić u Marka żądzę zemsty i chęć wyrównania rachunków. Dlatego podążając tym tropem, uważam, że Kołodziejski został po prostu zmanipulowany.

Przyjaciele rozdali mu dobre karty i pozwolili grać, poddając się jego regułom gry. A Kołodziejski najzwyczajniej w świecie chciał się odegrać, kierował się złymi intencjami i chciał odpłacić „przyjaciołom” tą samą monetą. Załatwił im w drodze rewanżu przeniesienia, tak samo jak oni zmusili go do odejścia z pracowni. W dawnych czasach Stefan, Jacek i Janicki (w filmie nie pada jego imię) wystawili go za to, że pojechał samodzielnie reprezentować pracownię do Egiptu. Za oferowanie kontraktu bez pokrycia (brakowało elementów automatyki), skompromitowany Kołodziejski musiał odejść z pracowni.

Uważam zatem, że prośba o pomoc w „Wielkim układzie” była zainscenizowana. Kołodziejski dał się podejść i zapomniał, że w pajęczynie powiązań jaką podszyta była struktura organizacyjna przedsiębiorstwa, bliskie kontakty z dyrektorem centrali, znajomość na „ty” były najlepszymi referencjami, jakie mogli otrzymać lokalni pracownicy przedsiębiorstwa.

Jeśli chodzi o realizację to niestety, na kolana nie powala. Wspomnienia w formie prześwietlonych scen, które pojawiają się Markowi pod oczami, w charakterystycznych dla niego momentach i miejscach, nie przypadły mi do gusty. To jedyny słaby punkt filmu.

Dużym atutem filmu jest zakończenie - otwarte, nie da się jednoznacznie ustalić, kto w pojedynku charakterów wygrał, a kto został pokonany.

Film polecam.

ocenił(a) film na 8
filipmosz

Świetny post.
Film niebanalny, daleko wykraczający poza ramy średniaków z nurtu moralnego niepokoju (obok kilku bardzo dobrych, dzieł tego okresu, większość stanowią właśnie bardzo przeciętne historie; "Wielki układ" do nich nie należy).
Rola Pietraszaka to nie tylko najlepszy punkt filmu, co jedna z jego najlepszych kreacji. A w związku z tym, że ma on dobrych ról bez liku (według mnie nie ma w jego filmografii złego występu; nawet ze średniego filmu i tak sobie napisanej roli potrafi wycisnąć maksimum), to naprawdę coś znaczy.
Bardzo pozytywne zaskoczenie.

ocenił(a) film na 7
filipmosz

Ciekawy film, ciekawy wpis. Myślałem podobnie, z jedną dystynkcją - Czy na pewno Marek został zmanipulowany ? Czy czasem nie było tak, że koledzy naprawdę liczyli na jego pomoc a jego działania powodowane chęcią zemsty przyniosły odwrotny do zamierzonego skutek ? Nie wiem, ale zakończenie świetne, spinające się z kwestia Marka wypowiedziana bodaj dwukrotnie w filmie, ze nie wszystko trzeba powiedzieć i nie zawsze trzeba postawić kropkę.

ocenił(a) film na 8
themza

I chyba o to w tym otwartym zakończeniu chodzi: przenicowuje ono bowiem całą przedstawioną historię i czyni z niej tak niejednoznaczną.
Nie dowiemy się, jakie intencje kierowały dawnymi przyjaciółmi Marka; co więcej: nie wiemy na co, tak a nie inaczej rozdając karty: liczyli.
Jeśli nie wykluczali rozgoryczenia, które po latach Marek mógł do nich i do ich decyzji żywić, to naprawdę zagrali va bank, prosząc go o przysługę, bowiem mogli się przecież spodziewać, że będzie starał się skłonić dyrekcję do pozbycia się ich.
A może jednak to oni byli lepszymi graczami i wiedzieli, jakie układy rządzą w lokalnej centrali? Być może podejrzewali, że przez sam fakt nie robienia tajemnicy przez 'przybysza' ze znajomości, czy nawet pewnej zażyłości z nimi (chociażby przez to, że od lat byli 'na ty'), ich obecny dyrektor zmieni swój stosunek do nich i osiągną oni swój cel, odwrotny od tego, zamierzonego przez Marka...
W życiu nie przypuszczałabym, że taki film, nakręcony na podstawie, co by nie mówić 'produkcyjniaka' wywoła we mnie tyle pytań...
Jeden z lepszych filmów 'kina moralnego niepokoju'; a już na pewno jeden z ścisłej czołówki psychologicznych stadiów w polskim kinie.

filipmosz

Czy ktoś z Was wie, kto grał rolę sekretarki na zebraniu-ładna blondynka.

ocenił(a) film na 8
januszkoza4

To chyba Ewa Czekalska-Janowska.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones